Trasa rowerowa – Przez Bory Tucholskie i pojezierze Kaszubskie nad Bałtyk !
W tym roku chcę pojechać po raz kolejny nad morze do Jastrzębiej Góry ale inną trasą, przez Bory Tucholskie i pojezierze Kaszubskie, nie znam w ogóle tych rejonów. Mam około dwóch tygodni na pokonanie trasy i trzeba parę dni odpocząć nad morzem i do pracy. Będę miał okazję sprawdzić nowy sprzęt, sakwy „autor A-N471”, namiot Fjord Nansen „Andy III” (3,8 kg ), materac Fjord Nansen „Trekker” (520 g), peleryna przeciwdeszczowa FjNansen „Traveller Poncho (320 g).
1 lipca 2007 – dzień pierwszy wyprawy
Startuję wcześnie rano, około godz. 4:00 1 lipca i wszystko zapowiada się pięknie, ładna pogoda, Puławy mijam bardzo szybko, przed Kozienicami przypominam sobie jak w 2001 roku złamałem korbę na tej trasie ale teraz nawet się nie zatrzymuję w Kozienicach tylko kieruję się na zaplanowany camping w Warce.
No i pierwszy pech, w Warce nie ma już campingu, i nikt nic nie wie. Nie wypytuję długo tylko jadę dalej, za Grójcem zaczynam rozglądać się za noclegiem. W okolicy mnóstwo sadów i ciężko znaleźć teren na rozbicie namiotu. Dopiero przed Mszczonowem rozbijam namiot w lesie w zacisznym miejscu na dziko. Dzisiaj przejechałem 210 km, ale jechało się świetnie.
2 lipca 2007
Rano, lekkie śniadanko, kawka i komu w drogę temu czas. Kieruję się trochę bocznymi drogami do Łowicza. Po drodze znajduję pomnik upamiętniający ciężkie walki podczas I-ej wojny światowej. W Łowiczu trochę się (porozglądałem, zwiedzanie) i znowu pech! Łowicz rozgrzebany i pierwszy raz zdarzyło mi się że nie mogłem znaleźć drogi wyjazdowej, dopiero starszy Pan na (składaczku) wyprowadził mnie z Łowicza. Obieram kierunek na Płock, ale po drodze znajduję camping nad jeziorem Zdworskim i tu dzisiaj zostaję. Rozbijam namiocik, pływanko w jeziorku, kolacyjka i można iść na zasłużony odpoczynek, dzisiaj tylko 126 km.
3 lipiec 2007
Kap, kap, no i ranek nie zapowiada się najlepiej, niebo zaciągnięte, lekka mżawka, trudno. Szybko zwijam się na mokro, szybka kawka a śniadanie będzie w Płocku. Nawet dobrze się jechało, może dlatego że byłem (lżejszy) bez śniadanka. W Płocku jem porządne śniadanie,zwiedzam starówkę, piękne widoki ze wzgórz Tumskich ale nic pięknego dla mnie nie zapowiadają, zaczyna lać. Nie zapowiada się dobrze, ruszam prawą stroną Wisły na przeprawę promową w Nieszawie, lać dopiero przestaje za Włocławkiem i jeszcze przed przeprawą łapię pierwszą gumę na tylnym kole. Dobrze że przestało padać.
Dojeżdżam do przeprawy a prom już odpłynął na jakieś 30 metrów i tu pierwsza miła niespodzianka, prom zawraca, jak znalazłem się już na promie to aż się spytałem czy to po mnie wrócili, okazało się że tak, pięknie podziękowałem. I po tym pięknym incydencie wróciłem szybko do rzeczywistości, następny kapeć przed Ciechocinkiem. Okazało się że boczne płaszcze zaczynają się rozłazić, a kupiłem dwa miesiące temu opony Author (nędza). Następny kapeć za Ciechocinkiem na dopompowaniu przejechałem jeszcze z 10 km i dopiero po zmianie przedniej opony na tył dojechałem do Torunia. Dobrze że znam drogę na camping to nie muszę tracić czasu na poszukiwania, tym bardziej że już wieczorek i docieram przed 20, szybko obiadokolacja, kąpiel (zawsze mają gorącą wodę na tym campingu). Dzisiaj dystans z przygodami około 130 km.
4 lipca 2007
Rano miłe Panie z recepcji poleciły mi dobry sklep rowerowy gdzie kupiłem opony, jakieś (znaczek Camel) po 20 zł. a Authory do kosza. Wracając ze sklepu oczywiście zaczyna siąpić mżawka mimo to jadę na stare miasto, spokojnie mogę sobie pozwiedzać bo mało ludzi, mogę poruszać się rowerem nikomu nie przeszkadzając. Dzisiaj w planach tylko Toruń i oczywiście muszę zająć się rowerem. Po południu pogoda trochę się poprawiła mogłem spokojnie zrobić koła i jeszcze raz wybrałem się na zwiedzanie starówki, lubię stare miasta.
5 lipca 2007
Kawka, lekkie śniadanko i w drogę, na dzisiaj plan to dojechać nad jezioro Charzykowskie. Przy wyjeździe z Torunia podczas zakupów mija mnie turysta-rowerzysta którego po kilkunastu kilometrach doganiam, okazuje się że jedziemy na razie w tym samym kierunku, bardzo miły młody chłopak z Krakowskiego. Droga do Chełmna zleciała nie wiadomo kiedy na pogawędce. Chełmnie zatrzymujemy się tylko na chwilę, szacunek dla mieszkańców a szczególnie dla mieszkanek że żyją na co dzień z tymi podjazdami.
Po drodze zwiedzamy tylko na zewnątrz bo żywej duszy nie widać, nawet na campingu który rzekomo tu jest obok zamku.
Ruszamy w kierunku Tucholi trasą 240 ale z tej strony Wisły zaczyna coraz bardziej dmuchać i natężył się ruch. Strasznie ciężko się jedzie, dmucha coraz bardziej postanawiamy odbić bardziej w prawo, skręcamy na Drzycim, od razu lżej się jedzie. Pogoda zaczyna się psuć, z mapy wynika że w pobliżu miejscowości Tleń jest camping nad jeziorem Żur.
Ja na dzisiaj mam dosyć i postanawiam skorzystać z campingu i rozstaję się z sympatycznym kompanem podróży, on jedzie dalej bo musi dojechać do Darłowa na imprezę. Camping to może za dużo ale bardzo przyjemne miejsce nad jeziorkiem. Tylko cztery namioty, dwie rodzinki z dzieciakami od razu wzbudziłem zainteresowanie 14-to latków, podczas rozbijania namiotu musiałem odpowiadać na wiele pytań, skąd, dokąd jak długo jeżdżę itd. itp. Jak młodzi chłopcy zobaczyli że ja się kąpie w jeziorze no to oni zaczęli popisy przed dziewczynami a woda była dosyć zimna, jednemu chudzielcowi to można było współczuć, ale chłopak był ambitny. Zdążyłem sobie tylko popływać i pogoda się popsuła. Dzisiaj przejechałem tylko 86 km.