Dawniej drogowcy oszczędniej używali podwójnej ciągłej linii. Kierowcy mieli zaufanie do tak oznaczonych miejsc — wiedzieli, że podwójna ciągła wyznacza strefę, której nie wolno przekraczać, bo można natknąć się na przykład na jadący z przeciwka pojazd, którego do ostatniej chwili nie widać z powodu ukształtowania terenu. Niestety, dziś podwójne ciągłe linie stosuje się coraz częściej. Bywają drogi, które są tak oznaczone niemal od początku do końca. Jeśli dosiadasz szybkiego motocykla, szlag cię trafia, kiedy musisz jechać za wlokącą się ciężarówką, zwłaszcza jeśli widzisz, że z przeciwka nic nie jedzie. Dlatego wielu z nas ulega pokusie lekceważenia podwójnej ciągłej linii i po prostu dodaje gazu…
Jeśli chodzi o stronę prawną — przekraczanie podwójnej ciągłej linii nie różni się niczym (może poza ilością punktów karnych) od dowolnego innego wykroczenia drogowego. Niestety, prawo drogowe i prawa fizyki to dwie różne rzeczy. Jazda z prędkością światła po niewłaściwej stronie jezdni, w dodatku w czasie wyprzedzania (a więc bez możliwości zjechania z powrotem na swój pas) to po prostu proszenie się o czołowe zderzenie z nadjeżdżającym z przeciwka samochodem, który właśnie wyłania się zza zakrętu albo z ciężarówką wyjeżdżającą niespodziewanie z bocznej drogi. Jeśli decydujesz się na przekroczenie podwójnej ciągłej linii, pamiętaj, że robisz to na własną odpowiedzialność. Moja rada: absolutnie nie należy tego robić w czasie przejeżdżania przez most, zbliżania się do szczytu wzniesienia albo „ślepego zakrętu”.
A co w przypadku, kiedy jedziesz łagodnie pod górę, widząc przed sobą tak długi odcinek drogi, że w razie czego pozostaje ci 8 czy 10 sekund na reakcję? Albo na szerokim skrzyżowaniu, kiedy nikt nie stoi na pasie do skrętu w lewo? Albo kiedy jedziesz za samochodem, który szykuje się do skrętu w lewo na wąskiej drodze? Czy rozsądniej będzie zatrzymać się za nim, ryzykując uderzenie z tyłu przez kolejny samochód, czy raczej skręcić na pobocze drogi, minąć zawalidrogę po prawej stronie i jechać dalej?
Niezależnie od przepisów, jeśli zamierzasz wyprzedzać inny pojazd czy to jadący powoli, czy stojący — oceń dokładnie całą sytuację i spróbuj wyobrazić sobie wszystkie elementy układanki: co się dzieje, co się stanie za chwilę. Ty i droga przed tobą to nie wszystko. Czy nie ma jakiejś bocznej drogi albo podjazdu, w który wyprzedzany pojazd może skręcić? Czy nie zbliżasz się do skrzyżowania, wokół którego rosną drzewa tak, że nie widzisz wyjeżdżających z boku pojazdów? Jeśli drogę, którą jedziesz, przecina inna droga, jeśli odchodzą z niej podjazdy, nierozsądnie byłoby wyprzedzać, nawet jeśli nie ma formalnego zakazu. Zanim miniesz stojący pojazd, popatrz uważnie w lusterko albo obejrzyj się za siebie, czy przypadkiem ktoś inny nie próbuje właśnie minąć… ciebie.
Widoczność na drodze
Często mówimy o konieczności dostosowania szybkości jazdy do widoczności na drodze. Zastanówmy się, co to właściwie znaczy. Istnieje minimalny dystans konieczny do zatrzymania konkretnego motocykla jadącego z daną szybkością. Jeśli chcesz uniknąć zderzenia z pojawiającym się na drodze jeleniem albo najechania na motocyklistę, który właśnie przewrócił się na asfalt za najbliższym zakrętem, musisz dostosować szybkość jazdy do tego minimalnego dystansu hamowania. Załóżmy, że twój motocykl przy szybkości ioo km/godz. potrzebuje 35 m, aby się zatrzymać. Jeśli zatem widoczność nie przekracza 35 m, nie powinieneś jechać szybciej niż 100 km/godz.
Oczywiście w realnym świecie należy jeszcze doliczyć do tego jakieś pół sekundy, zanim zdążysz zareagować, a potem jeszcze około sekundy, zanim gwałtownie naciśnięte hamulce osiągną pełną moc hamowania. Przy 100 km/godz. każde półtorej sekundy to przejechane 40 m. Aha! Czyli w rzeczywistości twoja droga hamowania przy szybkości 100 km/godz. wynosi nie 35, lecz 75 metrów! Jeśli zatem widoczność nie przekracza 35 m, powinieneś zwolnić do 65—70 km/godz.
Niestety, w czasie jazdy niewielu potrafi dokładnie ocenić dystans w metrach czy nawet w „długościach samochodu”. Przy większych szybkościach obraz drogi rozmazuje się przed oczami, co uniemożliwia obliczenie w myśli odległości. Dlatego cała sztuka polega na tym, żeby zamiast mierzyć widoczność na drodze w metrach, myśleć raczej w kategoriach czasu. Wybierz sobie jakiś charakterystyczny obiekt przed sobą, na granicy widoczności — choćby znak drogowy, i policz, ile sekund zajmie ci dojechanie do niego. Licz sekundy głośno: „sto dwadzieścia jeden, sto dwadzieścia dwa, sto dwadzieścia trzy…”. Jeśli porównasz czas z szybkością na liczniku, możesz ocenić widoczność na drodze w kategoriach czasu.
Oto moje wskazówki:
Szybkość – Minimalna widoczność na drodze:
od 65 do 80 km/godz. 4 sekundy
od 80 do 100 km/godz. 5 sekund
od 100 do 110 km/godz. 6 sekund
od no do 130 km/godz. 7 sekund
Wypróbuj to — sprawdź, czy zgadzasz się z tymi minimalnymi czasami. Jeśli wydaje ci się, że to trochę za mało, dodaj sekundę do każdego z nich. Jeśli twój czas reakcji jest naprawdę krótki i jeśli potrafisz ostro zahamować nie tracąc panowania nad motocyklem, możesz od każdego odjąć sekundę. Pamiętaj, że skuteczność tej metody zależy od uczciwej oceny własnych możliwości i drogi hamowania motocykla. Jeśli często łapiesz się na tym, że wyjeżdżasz zza „ślepego zakrętu” ze zbyt dużą prędkością, która nie pozwala na zatrzymanie się w czasie, w którym przejeżdżasz dystans minimalnej widoczności, wniosek powinien być jasny: zwolnij, kiedy pole widzenia się skraca.