17 – 25 czerwiec 2013 – z Lublina do Adriatica/Bosaro (Włochy).
W tym roku plany są bardzo ambitne, będzie mało czasu aby je zrealizować, mam tylko miesiąc. W pewnym momencie trzeba będzie zmienić trasę, pożyjemy, zobaczymy. Ruszam 17 czerwca, jadę z Lublina pociągiem do Katowic. W Katowicach przesiadka na EC (Euro City) i pociągiem do Břeclav tuż przy granicy z Austrią, zapłaciłem 29 €. Do Břeclav docieram tuż przed 17:00, dalej już rowerem, szybko przejeżdżam do Austrii i koło Walterdorf an der March zatrzymuję się na pierwszy biwak na dziko. Następnego dnia szybki przejazd przez Austrię znaną już sobie drogą i tuż przed granicą z Węgrami zatrzymuję się na nocleg, na dziko. Dalej do Fertőd i kieruję sie na Maribor i jadę doliną Dravy, chcę jak najszybciej dojechać nad jezioro Wörthersee do miejscowości Auem gdzie zaplanowałem pierwszy kemping. Zdążyłem postawić namiot jak rozpętała się burza, trwała z 15 minut a ja musiałem zrobić jeszcze zakupy. Jak się okazało w Auem nie było żadnego marketu i musiałem zaliczyć parę kilometrów po „ładnych” górkach do miejscowości Schiefling am See. Następnego dnia ruszam przez ładne tereny urozmaicone „górkami” w kierunku przełęczy Wurzenpass/Korensko sedlo. W Radendorf po krótkim śniadaniu drogą 109 ruszam na pierwszą moją przełęcz w tym roku. Mijam tablicę informacyjną o nachyleniu drogi do 18 % (czy średnim) i zaczynam ostrą wspinaczkę, o 12:30 jestem na przełęczy Wurzenpass/Korensko sedlo (1073 m n.p.m.). Chwila odpoczynku i zrobienie zdjęć i ruszam w dół. Zjazd do Kranjskiej Gory jest również stromy ale i jest co podziwiać. W Kranjskiej Gorze zatrzymuję się nad jeziorem Jasna na chwilę odpoczynku i przy okazji robię fotki w towarzystwie młodych Słowenek przy Złotorogu, zdjęcia robił nam kolega dziewczyn. Koło 14:00 ruszam dalej na następną przełęcz tego dnia, przełęcz Vršič. Na szczyt prowadzi droga o średnim nachyleniu 14 % ale dwa razy dłuższa niż Wurzenpass. Po drodze poczułem „głoda” i musiałem zrobić sobie szybki obiadek, chińską zupkę. Podczas obiadku mija mnie para sakwiarzy. Szybko ich doganiam jak się okazuje młodego Słowaka z towarzyszką, razem dojeżdżamy na przełęcz Vršič (1611 m n.p.m.). Po sesji fotograficznej rozstajemy się, ja jadę dalej a oni zrobili sobie przerwę. Wjeżdżam w piękną dolinę Trenty i zatrzymuję się na biwak na dziko przy drodze Trenta-Bovec nad rzeką Sočy. na jeden dzień to wystarczy dwie takie przełęcze. Po szybkiej, bardzo szybkiej „kapieli” w rzece Sočy czas na zasłużony odpoczynek, nawet bliskość drogi i głośnej rzeki mi nie przeszkadzała. Następnego dnia ruszam dalej doliną Trenty do Bovec. Tuż przed Bovec przy cmentarzu wojennym dopada mnie deszcz, chciałem go przeczekać ale nie wyglądało na to
aby miało przestać padać. Po 20 minutach rezygnuję z zajechania do Bovec i ruszam na przełęcz Predel (1156 m n.p.m.). Podczas podjazdu co jakiś czas spotykam zjeżdżające z przełęczy stare samochody, jakiś międzynarodowy rajd starych automobili. Szkoda że pada i że to ja mam pod górkę ale staram się zrobić troche fotek. Na przełęczy jestem o 12:00, leje i zrobiło się chłodno. Nie robię przerwy tylko zakładam kamerkę GoPro na kask i ruszam w dół. Szybki zjazd i jadę na przełęcz Sella Nevea (1190 m n.p.m.) , jestem już we Włoszech. Mijam Jezioro Lago del Predil w Alpach Julijskich na wysokości 969 m n.p.m., teraz będzie tylko z górki. Docieram do Chiusaforte, wreszcie przestaje padać, mogę przyśpieszyć. Mknę nad rzeką Tagliamento drogą SS13 aż do Gemony. W Dignano przejeżdżam na drugą stronę rzeki Tagliamento i za San Vito Al Tagliamento zaczynam rozglądać się za noclegiem. Po paru kilometrach znajduję super miejsce w dzikim sadzie. Następnego dnia przy „dobrej” pogodzie i bez przygód jadę przez urokliwe małe Włoskie miasteczka. Późnym popołudniem zaczyna straszyć mnie burza. Znajduję dobre miejsce w opuszczonym warsztacie na nocleg, stawiam tylko sypialnię z namiotu. W nocy była burza, przydał się dodatkowy dach.