Poruszanie się rowerem w miejskich realiach powinno być łatwe i przyjemne, ale w praktyce bywa z tym rozmaicie. Na polskim gruncie mamy niestety sporo do nadrobienia względem Zachodu, gdzie kultura rowerowa jest znacznie lepiej rozwinięta. W zachodnioeuropejskich miastach można swobodnie korzystać z setek kilometrów ścieżek, a obecność rowerów na drodze nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Dlatego właśnie osoby, które jeżdżą na rowerze po wizycie w Holandii czy w Niemczech mają zupełnie inne oczekiwania wobec polskich miast.
A rzeczywistość jest jaka jest. Ścieżek przybywa wolno, a jakość istniejących pozostawia nierzadko wiele do życzenia. W dużej mierze możemy za to obwinić blisko 50 lat komunizmu i archaiczne podejście do budowania miast. Ulice największych metropolii w kraju, nie mówiąc o znacznie mniejszych ośrodkach, nie były nigdy projektowane z myślą o poruszaniu się na nich rowerami. Stąd większość nowych ścieżek rowerowych powstaje kosztem albo chodników dla pieszych, albo kosztem zwężenia jezdni dla samochodów.
Problemy z dostępnością nawierzchni, po której można bezpiecznie i spokojnie jeździć na dwóch kółkach ma dalej idące konsekwencje. Ludzie nie są zachęcani do tego, aby przesiadać się na rowery. Jazda po chodnikach jest znacznie utrudniona, a często wprost zabroniona przepisami. Z kolei wielu rowerzystów ma uzasadnione opory przed jazdą po drogach przeznaczonych dla aut. Choć jest to legalne, w konfrontacji z naporem samochodów cykliści nie mają łatwego życia. Nietrudno też o wypadek.