Trasa rowerowa – 19 przełęczy i Monte Zoncolan / Europa
22.06.2014 – 26.06.2014 Lublin – Katowice – Bratysława – Wiener Neustadt – Leoben – Murau – Villach – Tolmezzo – Ovaro
Co się odwlecze to nie uciecze, nie wyszło w tamtym roku, tym razem muszę pokonać tą trasę nawet jak bym miał przedłużyć wyprawę o parę dni. Poprzednio nie przejechałem zaplanowanej trasy bo zaczynało brakować czasu, w drodze do Cuneo musiałem zmienić plany i tym samym trasę. Trasę trochę zmodyfikowałem, ruszam 22 czerwca również pociągiem do Katowic. W Katowicach przesiadka na EC i o 17:50 jestem w Bratysławie za 29 €. Dzięki nawigacji szybko wyjeżdżam z Bratysławy i już wieczorem jestem w Austrii, zatrzymuję się za miejscowością Kittsee koło autostrady w ładnym ustronnym miejscu. No i pierwsza przykra niespodzianka, wziąłem stelaże aluminiowe nie od tego namiotu, od trójki a namiot mam dwójkę. Bez rozpaczy, trzeba będzie ciąć, ale to jutro, dzisiaj stawiam „sposobem” bez problemu i idę wcześnie spać, całodzienna jazda pociągiem jest męcząca. Następnego dnia ruszam już w Alpy na rozgrzewkę pierwsza przełęcz Semmering i następnie Turracher Höhe, średnie nachylenie 9 %. Podczas zjazdu z Turracher Höhe dopadł mnie deszcz i na bardzo stromym zjeździe (23 %) ugotowałem tarczę tylnego hamulca (pogięło ją), jak się potem okazało musiała wytrzymać prawie do końca wyprawy. Dalej już do Ovaro bez żadnych problemów.
27.06.2014 Ovaro – Sella Monte Zoncolan – Sutrio – Tolmezzo – Alesso – Cornino – Valeriano – Portogruaro – San Stino di Livenza
Decyzja o przejechaniu Monte Zoncolan zapadła parę dni przed wyjazdem, będę blisko to wystarczy trochę zrobić „skok w bok” na jeden dzień i przejadę górę mistrzów. Do Ovaro wjeżdżam trochę „górą” szlakiem rowerowym, sam dojazd na kemping zapowiada co mnie czeka dalej, podczas podjazdu pod Monte Zoncolan. Na kempingu spotykam Marka z Warszawy, też będzie podjeżdżać pod Zoncolan tyle że od Sutrio, trochę łatwiej. Po przeglądzie roweru okazuje się że po wczorajszym zjeździe z Turracher Höhe tarcza jest do wymiany, niestety będzie musiała wytrzymać, muszę się przyzwyczaić do ocierania bo jest zwichrowana. Wieczorem Marek stawia piwko i wieczór mija szybko na miłej pogawędce.
Rano każdy rusza w swoją stronę, ja z całym dobytkiem od razu do Liariis a Marek na sportowo do Sutrio przez Tolmezzo, musi objechać dookoła aby zacząć podjazd z drugiej strony. O 9:00 jestem w Liaris i przejeżdżam przez „Wrota Piekieł”. Podjazdu nie będę opisywać, to trzeba przejechać, widoków dużo nie ma bo spora część podjazdu jest w lesie ale widać trudności podjazdu, nachylenie. Mój cały podjazd to pot, ból i na końcu wielka satysfakcja po wjechaniu na szczyt. Na górze był już Marek który zrobił mi parę fotek na końcówce podjazdu, pierwszy raz mam zrobione zdjęcia na finiszu podjazdu, dzięki Markowi. Wspólna fotka, chwila odpoczynku przy serku od Marka i ruszam w dół do Sutrio. Szybko też mijam Tolmezzo i jadę przez piękną prowincję Udine nad rzeką Tagliamento. Alpy opuszczam w Pinzano Al Tagliamento i po przejechaniu 138 km zatrzymuję się w San Stino di Livenza na dziko, jak na jeden dzień wystarczy wrażeń.
28.06 – 6.07.2014 San Stino di Livenza – Wenecja – Ravenna – San Marino – Florencja – Piza – Spazja – Genua – Sanremo – Nicea
Po przejechaniu Monte Zoncolan i pomimo uszkodzonej tarczy hamulca w dalszą trasę ruszam z optymizmem, jeździe mi się super. Wenecję mijam nie zajeżdżam, trochę późno a w tym roku mój główny cel to przełęcze w Alpach. Przejazd wybrzeżem Adriatyckim aż do San Marino jest mało ciekawy, oprócz paru Włoskich miasteczek nie ma nic ciekawego. Z Rimini wjeżdżam w Apeniny i przez San Marino ruszam do Florencji i na wybrzeże Liguryjskie, po drodze miałem porządną ulewę. Dalej już wybrzeżem Liguryjskim, tym razem La Spezię przejeżdżam dołem potem przez mały błąd mój i nawigacji w miejscowości Drignana zajeżdżam (zjeżdżam) do miasteczka Veranzza i się okazuje że muszę wyjechać z powrotem do góry bo to jest droga tylko w jedną stronę. Dalej już bez przeszkód, w Boglisco zatrzymuję się na campingu na dwa dni gdzie spotykam młode małżeństwo z Polski, w prezencie dostaję od nich łyżkę turystyczną (moją pogięło) którą mam do tej pory. Po odpoczynku w miłym towarzystwie ruszam dalej, w Sanremo biwakuję na dziko nad samym morzem. Przez Monaco też przejeżdżam górą i mogę podziwiać Monaco i Monte Carlo z góry. Dalej już do Nicei pięknym wybrzeżem Liguryjskim bez przygód. Z Nicei trochę skomplikowany wyjazd dla rowerzysty trasą M6102 w kierunku Col de la Bonette, na biwak zatrzymuję się przed Bancairon na malutkim „parkingu”, namiot się zmieścił ale miałem stolik.
Źródełko i kapliczka dla rowerzystów przy SS332 w Apeninach w drodze na Passo del Bracco.
7.07 – 16.07.2014 Bancairon – Isola – Briancon – Saint-Jean-de-Maurienne – Montvalezan – Pre’ Saint Didier – Aosta – Martigny – Bridgetown – Sierre – Rabius
Tym razem jestem już na trasie w kierunku przełęczy które miałem pokonać w tamtym roku. Ruszam drogą D6202 następnie M2205 w kierunki Isoli a dalej już drogą D64 która prowadzi na Col de la Bonette. Dwukilometrowa pętla wokół szczytu Cime de la Bonette łączy się z przełęczą Bonette z obu stron, to najwyższa przejezdna asfaltowa droga w Europie (2802 m n.p.m.). Nie robię pętli bo pogoda się załamuje, ledwo co widać, podczas zjazdu i minięciu przełęczy Col de Restefond pogoda całkowicie się załamuje, zaczyna padać deszcz ze śniegiem i wszystko zamarza, musiałem szybko postawić namiot i wtedy spadł jeszcze grad, musiałem nocować na 2300 m n.p.m. Następnego dnia jadę dalej na przełęcz Col de Vars, tu spotykam Polaka jadącego samochodem do Guillestre, zaprosił mnie do samochodu, trochę porozmawialiśmy i mogłem się zagrzać. Na razie pogoda nie najlepsza, często pada, mgła i jest zimno ale jadę dalej, troszeczkę lepiej było podczas podjazdu na Col d’Izoard. W Alpach Francuskich kiepska pogoda, podczas zjazdu z przełęczy Col de la Croix de Fer chyba w Saint-Jean-d’Arves spotykam Wojtka i Anię są z Częstochowy ale obecnie Wojtek pracuje w Saint-Jean-de-Maurienne i tu mieszkają, zapraszają mnie na wieczorny obiad. Mieszkali przy drodze którą musiałem jechać i może 500 m od campingu, po postawieniu namiotu pojechałem do nich i miło spędziłem wieczór. Przełęcz Col de L’Iseran przejeżdżam podczas śnieżycy ale nie było aż tak zimno, a po minięciu granicy i wjechaniu do Włoch pogoda się zmieniła. W dolinie Aosty na parkingu gdzie kiedyś robiłem sobie śniadanie jadąc pod Mont Blank spotykam małżeństwo z Polski którzy mieszkają za Aostą, zaprosili mnie na kawę. Z Aosty jadę już na Mała Przełęcz Świętego Bernarda potem na Colle del Gran San Bernardo / Wielka Przełęcz Świętego Bernarda skąd już tylko Furkapass i Oberalpss. We Włoszech i Szwajcarii miałem ładną pogodę tylko czas mnie gonił, ale udało mi się zrealizować plan wyprawy. Na ostatni biwak na dziko w Alpach zatrzymuję się koło Rabius.
17.07 – 26.07.2014 Rabius – Vaduz – Lindau – Augsburg – Regensburg – Passau – Černá v Pošumaví – Czeski Krumlow – Czeskie Budziejowice – Jindřichův Hradec – Budeč – Brno – Kojetin – Frydek-Mistek – Cieszyn – Katowice
Z Rabius ruszam ładną doliną przez Chur, najstarsze miasto Szwajcarii i dalej nad Renem zahaczając o Vaduz stolicę Liechtensteinu. Nad jezioro Bodeńskie docieram w Bregenz i dalej do Lindau skąd już kieruję się na Augsburg i dalej nad Dunaj do Ingolstad. Dalej już nad Dunajem aż do Obernzell skąd kieruję się do Czech i promem przez Jezioro Lipno do Černá v Pošumaví. Po zjechaniu z promy zaczęło lać i to mocno, miałem przymusowy postój pod drzewem bo nie dało się jechać chociaż jestem przyzwyczajony do deszczu. Dalej już przez Czech bez większych przygód do Cieszyna i zatrzymuję się na dziko przed Pawłowicami. Ostatniego dnia ruszam skoro świt do Katowic aby zdążyć na pociąg do Lublina.
Podsumowanie – Przejechałem 3650 km w w 35 dni, przejechałem 19 przełęczy o całkowitym przewyższeniu 19500 hm. Pociągiem przejechałem z Lublina do Bratysławy i w powrotnej drodze z Katowic do Lublina. Przejechałem przez 10 państw.
Trasa jaką pokonałem rowerem z Bratysławy do Katowic od 22.06.2014 do 25.07.2014 roku.