6 lipca 2007
Pobudka nie najlepsza, deszczyk pada sobie równo, i za oknem (z moskitiery) nie ciekawie to wygląda. Spokojnie śniadanko, kawka i zwijam namiot na mokro (od wewnątrz). Mam Fjord Nansen (Andy III), trochę wprawy a można go stawiać i zwijać podczas deszczu. Opuszczam Tleń w strugach deszczu całe szczęście że szybko zamienia się w mżawkę. Zaczyna znowu porządnie wiać, przez Czersk, Wiele docieram nad jezioro Radolne, w miejscowości Gołuń zatrzymuję się na campingu. Porządnie wiaterek dzisiaj dał mi popalić, jestem zjechany. Późnym wieczorem dociera ojciec z córką na rowerkach, mają przyczepkę ExtraWheel, mam okazję sobie ją obejrzeć i zaciągnąć informacji bo w przyszłym roku planuję zakup tej przyczepki. Dzisiaj tylko 75 km ale jestem bardziej ujechany niż pierwszego dnia (210 km).
7 lipca 2007
Ranek zapowiada się ładnie, postanawiam zatrzymać się jeden dzień, muszę trochę się (ogarnąć), wysuszyć, pranie, (bez prasowania). Przed południem wybieram się na spacer rowerkiem do Muzeum Wsi Kaszubskiej w Wdzydzach.
Na teren muzeum można wjechać rowerem i zwiedzać, wygodniej i szybciej mi to idzie bo muzeum zajmuje nawet spory teren. Na teren naszego Muzeum Wsi Lubelskiej nawet nie wolno wprowadzać rowerów (głupota). Warto było przyjechać. Powrót na obiadek a po obiadku pojeździłem trochę w terenie ścieżkami leśnymi nad jeziorem, sporo ładnych ośrodków wczasowych. Dzisiaj przez cały dzień na luzie tylko 35 km.
8 lipca 2007
Ranek znowu wita mnie lekką mżawką, mimo to zwijam się i ruszam, dzisiaj cel to Gdynia przez Wdzydze, Kościerzynę, Żukowo. Na momencik wyszło słoneczko, chyba tylko po to żeby pokazać uroki Borów Tucholskich. Niestety za chwilę zaczyna padać i to coraz bardziej i robi się chłodno. Muszę się lepiej ubrać, przystanku wskakuję w cieplejsze ciuchy i pelerynę przeciwdeszczową (poncho Fjord Nansen) i jadę dalej mimo nasilającego się deszczu. A że jest Niedziela to i bardzo mały ruch samochodów na tej trasie, mogę jechać spokojniej. Do Kościerzyny dojeżdżam w strugach deszczu. Miałem okazję wreszcie przetestować pelerynę i sakwy (author A-N471). Odcinek 15 km przejechałem w godzinę w porządnych strugach deszczu, dodatkowo od czasu do czasu ochlapywanie samochodami. Sakwy spisały się bardzo dobrze, choć mam je już pół roku to nie miałem okazji sprawdzić ich w tak ekstremalnych warunkach, nawet kropelka nie przedostała się do środka. Peleryna też bardzo dobrze wypadła, po (modernizacji) spokojnie mogłem jechać rowerem, dobrze osłoniła mnie przed deszczem i wiatrem, jedynie byłem tylko przepocony od wysiłku ale to nie to samo co przemoknięty i co najważniejsze nie traciłem ciepła. Kościerzynę przejeżdżam już na „sucho” ścieżką rowerową, zauważyłem że mają eleganckie ścieżki rowerowe z obu stron jezdni, wypadam na E20 i kierunek Żukowo.
Pogoda kiepska tyle że już nie pada, tylko od czasu do czasu bardzo malutka mżawka, naprawdę malutka i niska temperatura się utrzymuje ale jak przycisnę to się nawet przegrzewam, i jak to mówię „nawala mi klimatyzacja”. Z rozpędu skręciłem z E20 na obwodnicę Trójmiasta E28, a miałem pojechać na Orłowo tam zawsze zatrzymuję się na campingu (jak jestem w Gdyni). Mimo wszystkich przygód z deszczem i przejechania już ponad 80 km jedzie mi się dzisiaj bardzo dobrze, postanawiam jechać od razu do Jastrzębiej Góry. Chyba powiew morskiego powietrza mnie zdopingował, nie potrzebowałem żadnego „Red Bul doda Ci skrzydeł”.
W Rumi zaliczam dwa banany a w Redzie premię górską ( w Tur de Pologne chyba II kategorii), do Pucka dojeżdżam bez przygód no i wpadam z deszczu pod, wiaterek. Od zatoki tak dmucha że muszę się pochylić na bok do wiatru żeby mu się przeciwstawić, prędkość moja spada do 10 km/h w porywach.
Całe szczęście że od zatoki wieje w miarę ciepłym wiatrem, muszę tylko uważać aby mnie nie zwiało ze ścieżki rowerowej na drogę i dobrze że wieje od zatoki a nie do zatoki. Do Jastrzębiej Góry docieram późnym popołudniem i jadę od razu na „swój stały camping”. Dzisiaj i w deszcz i wiatr pokonałem 139 km i dojechałem dalej niż planowałem.
9 lipca 2007
Pierwszy poranek w Jastrzębiej Górze wita mnie przyzwoitą pogodą tylko trochę wieje, okazuje się że rozbiłem namiot między rodzinkami z małymi dziećmi, całkiem sympatyczni. Z prawej tatuś (około 35) przyjechał polatać sobie na paralotni ale mówił że za mocno dmucha i nie zdąży polatać a wyjeżdżają za dwa dni. Z lewej młode małżeństwo z dwójką małych dzieci, przy okazji wymieniliśmy opinie na temat namiotów bo przymierzali się do kupna namiotu Fjord Nansen. Pogoda nie zachęca mnie do kąpieli w morzu, chociaż w pobliżu Karwi widziałem kąpiącą się panienkę, ta popływała i wyszła jakby na dworze było przynajmniej z 25 stopni, piękna gorąca krew. Ja w tym roku to tylko nóżki zamoczę i pooglądam zachody słoneczka. Dzisiaj tylko około 20 km po okolicy, pełny luz.
Nic specjalnego, pogoda utrzymuje się, do plażowania i kąpieli nie zachęca. Zwiedzam na rowerku trochę okolice, jadę do Władysławowa na zakupy do marketów. Po południu robię porządki w moim dobytku, chyba jutro ruszę dalej, nie zapowiadają zmiany pogody, nici z kąpieli morskich w najbliższych dniach, nic tu po mnie.
11 lipca 2007
Ranek nie zachęcający, porządne śniadanko, jak zwykle kawka i zwijam dobytek, żegnam rodzinkę z lewej strony, z prawej wyjechali wczoraj (na latanie za mocno wiało) i w drogę. Dzisiaj kierunek Karwia, Maszewko, Lębork, Bytów, i mam nadzieję że tym razem zajadę nad jezioro Charzykowskie. W Lęborku zatrzymuję się tylko na krótkie zwiedzanie bo nie byłem przygotowany (w tym roku nie było w planach).
Między Lęborkiem a Bytowem przejeżdżam przez miejscowość Sulęczyno gdziestoi kamień upamiętniającyspływy kajakowe rzeką Słupią w latach 60-tych ks. ABP Karola Wojtyły późniejszy papież Jana Pawła II.
Bytów praktycznie przejeżdżam bez zatrzymania, mknę strasznie pokręconymi w pionie i poziomie drogami i mijam urokliwe krajobrazy. Jedzie mi się bardzo dobrze tak że późnym popołudniem docieram nadjezioro Karsińskiepołączone z Charzykowskim, można powiedzieć że cel osiągnąłem. Zatrzymuję się na małym polu namiotowym tuż nad jeziorem, jest wszystko nawet prysznic, właściciel postawił nowy stylowy domek gdzie jest wszystko. Przegadałem z nim ponad godzinę, przyjemny gość, przy okazji poopowiadał mi o okolicy. Od niego się dowidziałem że kościółek drewniany w muzeum Wsi Kaszubskiej jest z miejscowości Swornegacie, będąc w muzeum nie zwróciłem na to uwagi.
Wieczorem przybija grupa kajakowa, sama młodzież, myślałem że nocka będzie zerwana (przykre doświadczenie ze Spychowa na Mazurach) w trakcie jednej z wypraw na Mazury. Ale okazało się że byli ok !! Wieczorem grali jeszcze w siatkę a w nocy albo oni byli „grzeczni” albo ja byłem ujechany bo spałem że aż miło. Dzisiaj zaliczyłem 189 km.